Jeździłem do nich kiedyś z nowszymi amcarami li tylko na podpięcie do kompa i wtedy było wszystko OK, lecz niedawno pojechałem pierwszym do naprawy i oto jakie spotkały mnie przygody:
1. Chrysler 300C - po zakupie autka i dopięciu do kompa wykazało iż szwankuje map sensor (cokolwiek to jest) i przy oakzji czujnik oleju - zamówiłem i to i to i umówiłem się na wymianę. Zadzwoniono, wymieniono lecz po wymianie samochód wtrynił się w tryb awaryjny i nie chciał jechać. Szef astro doszedł do wniosku że założono zły map sensor i zachował się jak facet dając mi samochód zastępczy na czas usunięcia usterki. I to niestety było jedyne zachowanie godne pochwały. Następnego dnia odwieziono mi samochód do "magika" (którego nomen omen polecam), odebrano mi samochód zastępczy i kazano się już z tym magikiem rozliczać. Koszt rozliczenia z czarodziejem to 2300 zł brutto

((
2. Chevy Trans Sport - w ramach wzajemnych rozliczeń zamówiłem w astro silnik wycieraczek i czujnik temperatury. Zadzwonino, czujnik temperatury wymieniono (pomimo tego że komputer wykazywał iż czujnikowi nic a nic nie dolega) a silniczek wycieraczek jakoś nie. Co prawda rozebrano mi go i poskładano ale już o obudowie silniczka zapomniano. Potem przez ponad dwie godziny szukano drugiego czujnika temperatury choć i Ponti i ja tłumaczyliśmy że drugi w tym modelu nie występuje. Efekt -znów magik ale już swój własny.
Generalnie szef astro jest zwolennikiem wymiany czujników - obojętnie co by się w samochodzie nie stało zawsze według niego winny jest czujnik. W czasie dwugodzinnego oczekiwania na znalezienie nieistniejącego czujnika w moim Chevy byłem świadkiem jak próbował odpalić Pontiac'ka Bonneville"a. Po kilku nieudanych próbach zaordynował wymianę czujnika położenia wału. Ja bym najpierw sprawdził czy jest iskra i czy paliwo dochodzi lecz może w dzisiejszych czasach za wszystko co złe winne są czujniki???? Tylko dlaczego klienci muszą za to wszystko płacić????
Pozdrawiam
duke